Poradnik - ostatnio dodane porady

Wybierz rasę:

"Zimno" - codzienność psich zaprzęgów.

Zimno…nawet bardzo zimno, o północy było z minus 20…i ten wiatr, cały kemping bujał się jak żaglówka. Jest 6:30…i nie ma na to rady, trzeba wstawać…Wygramolić się ze śpiwora, ubrać we wszystko co jest, wychodząc z przyczepy pstryknąć jeszcze czajnik z wodą…Nie, to nie na kawę…..to dla psów…. Podpis

Siódma rano – rozpoczął się kolejny dzień na zawodach psich zaprzęgów gdzieś w Polsce. Tak samo jak na Alasce, tak jak w Skandynawii czy na Alpejskich lodowcach, dziesiątki lampek czołowych przywołuje świt… Psy, wyciągane po nocy ze swych boksów na kołach, przeciągają się leniwie, wytrzepują szron z nastroszonych futer, łaszą się do nóg poganiacza myśląc tylko o śniadaniu.
Już za chwilę z kempingów wyjadą wiadra parującej karmy i paręset psich pysków zacznie solidarne mlaskanie. A potem psia toaleta, trochę drapania za uchem, i jeden, drugi, a za nim wszystkie łby pójdą w górę, i po stake out’cie zaniesie się szczęśliwym wyciem…. Za to wycie dalibyśmy się pokroić! Zresztą, Bogiem a prawdą, o niczym innym nie myślą czasami nasi sąsiedzi tam, gdzie mieszkamy….Ale dziś rano tu będą zawody psich zaprzęgów i ten śnieg jest tylko nasz!
Pijąc poranną kawę na rozkładanym stołeczku przy swoich psach człowiek nie myśli – co ja tutaj robię? Mamy XXI wiek, komputery, a jak ktoś lubi szybkość, przestrzenie i zimę – skutery śnieżne chociażby. Skutera nie trzeba utrzymywać przez cały rok, można go przecież wynająć, nie odchowuje się go od szczeniaka nie wiedząc, co z niego wyrośnie? Nic nie musi wyrastać – skuter to skuter i już! Czy wpatrzone w ciebie przeraźliwie niebieskie oczy husky to wystarczające zaproszenie do przygody życia, w której nie myśli się o skuterach? O tak! Ale to trzeba poczuć, a może niestety z tym się trzeba urodzić? Któż to wie. Maszerzy wiedzą jedno – jeżeli masz do nas trafić, trafisz do nas sam. Jeżeli masz wśród nas zostać - zostaniesz… I ostatnie – w tej zabawie nikt jeszcze nie wymyślił ścieżek na skróty....
Będzie tej kawy. O 10:00 start, to za godzinę, pora przejrzeć jeszcze raz sanie, rozłożyć paręnaście metrów lin, przygotować uprzęże dla 8 psów. Zamiast śniadania, gdy psy kimały w porannym słonku na słomie, my zamieniliśmy stake w mały pit stop, jakby z wyścigu Formuły 1. Pomocnicy wychodzą na trasę, kopią w ubity śnieg, odczytują termometry…A jak będzie za 2 – 3 godziny? Cieplej, czy przymrozi? Eee… pewnie cieplej…. Sanie odwrócone do góry dnem już wystawiają płozy do smarowania. I zaczyna się całe to narciarskie czarowanie… Jaki smar na górę, jaki pod spód…. A pomyłka w smarowaniu, gdy wymagasz od swoich psów, by galopem, w czasie 35 min przebiegły 17 km z tobą na saniach, to trochę nie fair… Poza tym – w tym sporcie tak jak w każdym, czasem mistrzostwo świata przegrywa się o sekundy…Po trzech dniach wyścigu….Trzy razy 17 km….
10 min do startu. Psy już napojone, ubrane w uprzęże, niesamowicie podniecone. Mac kopie dołek w śniegu, jakby nie miał nic ważniejszego do roboty. Szajba jak zwykle po prostu kręci się w koło wyjąc niemiłosiernie – może, gdybyś nazwał ją kiedyś inaczej, byłaby spokojniejsza? A tak pewnie nie chciała cię zawieść…Tylko Jukon wydaje się być poza…Skąd w tym psie tyle opanowania? Można się od niego uczyć wyciszenia przed wyścigiem. Dostojnie podaje łapy – jedna po drugiej, na które trzęsącymi się z nerwów rękami próbujesz naciągać cordurowe botki. Jednak zmroziło…Śnieg zaczął robić się nieprzyjemnie „ostry”, a przecież pies zaprzęgowy jest wart tyle, ile jego łapy… Choć Jim Welch zawsze uważał, że najważniejsza część psiego ciała znajduje się pomiędzy uszami.
5 min!! To krzyczy twój pomocnik, pokazując jednocześnie rozczapierzone pięć palców wysoko uniesionej dłoni, bo rejwach na zawodach psich zaprzęgów jest zazwyczaj niemiłosierny. OK.! Zapinamy! Brzmi jak zaklęcie, brzmi jak mantra…od tego momentu zaczynasz być w innym świecie, świecie niedostępnym dla ludzi wokół….Pierwszy, drugi, siódmy i ósmy pies lądują na swoich pozycjach w zaprzęgu….Twój pomocnik przebiegnie jeszcze raz linię psów, aby sprawdzić, czy wszystkie szesnaście karabinków siedzi na właściwych miejscach. Podniesie rękę w górę, a ty zwolnisz linę, którą przywiązałeś sanie do haka swojego samochodu, i pociąg ruszy, poprzez tłumy kibiców, na linię startu.
Jak dobrze, że masz z przodu kumpla, który biegnąc przy pierwszej parze psów „taktownie” rozpycha ludzi. Fajnie, że są….15 lat temu, na pierwszych w Polsce zawodach, gdzieś pod Warszawą, jedynymi kibicami siedmiu startujących były rodziny….Dziś na zawodach przewija się ich zawsze paruset: zaskoczeni, zafrapowani, że u nas tak jak na Eurosporcie czy na Discovery, a ten husky mamo miał niebieskie oczy!
Linia! 30 sekund. Dwie osoby muszą trzymać sanie za tylne poprzeczki – tu już nawet Jukon nie jest spokojny…Schodzisz z sań i idziesz do pierwszej pary klepiąc pozostałe psy po łbach – OK. chłopaki, będzie dobrze… Nachylasz się tylko nad liderem, patrzycie sobie głęboko w oczy, i wszystko jest dla was jasne: ty nie zawiedziesz jego jakąś głupią komendą, on da z siebie wszystko…tak jak zawsze, przez ostatnie cztery lata, od kiedy razem biegacie.
Pięć! Małysz na szczycie skoczni na pewno nie słyszy tłumów na dole – bo i ja słyszę tylko bicie własnego serca!
Cztery! Jezu, żeby się nie wywrócić na pierwszych metrach – psy przecież nie staną!
Trzy! Nie ma żadnych ludzi wokół…tylko szalejące osiem zwierząt i kilku facetów próbujących to to utrzymać…
Dwa! Jeszcze mocniej zaciskam ręce na pałąku sań…i wiem, że nie puszczę, nawet gdyby miały mnie wlec całe te gówniane 17 kilometrów...
Jeden! Ktoś klepie w plecy…
GO!!! Ręce wszystkich pomocników idą jak w zwolnionym tempie w górę…szarpnięcie i wiatr….spada z ciebie w jednej sekundzie całe napięcie i jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Już po 40 metrach zaprzęg pędzi z prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę. Delikatnie, operując jedną nogą na bronie, próbujesz je opanować, bo nie ma potrzeby aby całą swoją energię władowały w te pierwsze 2 km, kiedy macie do przebiegnięcia 17…Cały harmider polany zawodów został już dawno gdzieś z tyłu. W ciszy budowanej ze skrzypienia płóz i równych psich oddechów trzeba zdać przed sobą samym egzamin z pięciu miesięcy przygotowań. Ale teraz już tylko wyścig! I te źle nasmarowane płozy…Cóż – na każdym podbiegu będę musiał dać z siebie wszystko, a szczerze mówiąc nawet na płaskim będę cały czas odpychał się nogą…pięć razy prawą…pięć razy lewą.. i tak przez te pół godziny. Ale to nie psy smarowały sanie – więc nie ma o czym mówić. Bo pies, jak twierdzi George Attla, nie popełnia błędów nigdy! Jest tylko psem, myśli i działa jak pies, i już. Jeżeli więc w zaprzęgu popełniono błąd – zrobiłeś go ty, choćby wymagając od swoich psów rzeczy, których ich nigdy nie nauczyłeś! To wszystko takie proste…Wszystko już wymyślone…Setki lat temu przez Eskimosów, zaprzęgających Malamuty i ruszających na foki. Dziesiątki lat temu przez Alaskańczyków, którzy po okresie gorączki złota ( ileż psy przewiozły wtedy towarów!) rozpoczynali w 1908 roku zabawę w pierwsze wyścigi…Przez ludzi, którzy w ciągu osiemdziesięciu lat, bazując na Syberyjskim Husky i lekkich psach myśliwskich stworzyli Alaskan Husky – wzór, elitę wśród psich zaprzęgowych sportowców. Psa, który tak jak koń czystej krwi arabskiej, w zaprzęgu niedoświadczonego maszera zabiegnie się na śmierć! Ale każdy z nas, maszerów, jest inny. I różne są psy. Tajemnica wielkiej przygody to wzajemne budowanie relacji: człowieka, trenera zespołu, i psów – jego zawodników. Każdy trening był inny. Każdy wyścig był inny. Każdy sezon przyniesie coś nowego. Boże – jak te moje psy pięknie galopują…Niech się schowa fregata pod pełnymi żaglami! Cała ósemka, cztery pary równomiernie falujących grzbietów. Myślę w takich chwilach, że mogłyby tak biec godzinami, bez końca…
Meta. Wiwatujący ludzie, psy, które na ostatnich 200 metrach – jakby specjalnie dla tych ludzi – weszły w oszalały cwał, człowiek ze stoperem….Kontrola weterynaryjna zwierząt. Zmęczone, ale przeszczęśliwe. Widzę to w ich błyszczących oczach, jak zawadiacko machają zadartymi w górę ogonami. - Jak było, czy wszystko OK.? To pytanie na wszystkich metach całego świata. - Tak, OK., to był świetny bieg! Głaskam je po łbach, zawsze wzruszony – dlaczego to dla mnie robią? Pewnie kochają ten sport tak samo jak ja…
Jedziemy na stake out. Psy na łańcuchy. Rozbieram je z uprzęży, zdejmuję butki, rozmasowuję mięśnie. Pokręcę się trochę, dam im jeść i pójdą spać. Będę miał ze cztery godziny dla siebie…Jedząc obiad w knajpie, z kumplami z całej Polski, będziemy jak zawsze rozmawiać nie o lokatach – bo to nie miejski wyścig szczurów - tylko o tym, jak nam tu dobrze! Z naszymi psami, ze sobą, z dala od życia. I to nie ważne, że ten stake out to nie główna ulica w Anchorage, a ty nie wystartowałeś właśnie do pierwszego etapu Iditaroad…kiedyś wystartujesz! Śnieg jest wszędzie taki sam, mróz tak samo szczypie w policzki, zimny wiatr odbiera oddech… A psy zawsze zrobią wszystko, żebyś choć przez chwilę poczuł się szczęśliwy….W końcu po to się urodziły!
Jutro rano znowu będzie zimno....



Radek Ekwiński

powrót