Poradnik - ostatnio dodane porady

Wybierz rasę:

Geneza problemów natury psychologicznej u psów domowych.

Na zachodzie już w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, w Polsce dopiero w ostatnich latach pojawili się specjaliści zajmujący się psychiką psa. Mówi się o nich zoopsycholodzy lub doradcy behawioralni, a spełniają funkcję podobną do ludzkich psychologów i psychiatrów. Skąd nagłe zapotrzebowanie na tego typu specjalistów? Czy to tylko moda czy konieczność? Jeśli konieczność, to powstaje pytanie, co takiego stało się w dwudziestym stuleciu, że nasi bracia mniejsi potrzebują nie tylko lekarzy leczących ich fizyczne przypadłości, ale i specjalistów, którzy będą leczyć ich dusze.

Ludzie zawsze byli ciekawi, jakie tajemnice kryją się w głowach innych ludzi, ale i zwierząt. Nie ma w tym nic dziwnego, że wśród zwierząt najbardziej ciekawił ich pies, najbliższy w końcu przyjaciel ze świata zwierzęcego. Opowiadali rozmaite historie, przypisując swoim podopiecznym ludzki punkt widzenia i jak najbardziej ludzki system wartości. Te potoczne wyobrażenia zapewne wcześniej przekształciłyby się we współczesną zoopsychologię, gdyby nie wyrok, jaki na zwierzęta, a więc także na psa bezlitośnie wydał Kartezjusz, orzekając, iż każdy zwierzęcy organizm jest to ożywiony mechanizm, pozbawiony możliwości odczuwania bólu, a także, jako maszyna niezdolny do samodzielnego myślenia. Miłośnicy psów, dla których zwierzę to było często najbliższym pomocnikiem w trudach codziennej pracy i najbardziej zaufanym przyjacielem w chwilach odpoczynku, wiedzieli swoje, ale przez długie lata nikt nie odważył się przeciwstawić wyrokowi słynnego myśliciela.

Prawdziwy boom na zoopsychologię pojawił się w drugiej połowie dwudziestego stulecia, choć podwaliny pod jej współczesną wersję położyli naukowcy w latach międzywojennych. Zwykle tak jest, że jakaś gałąź wiedzy zaczyna się gwałtownie rozwijać, gdy pojawia się zapotrzebowanie na jej owoce. Co takiego wydarzyło się w życiu psiej populacji, że rynek księgarski jest wręcz zalewany kolejnymi książkami zgłębiającymi tajemnice psiej duszy, a wszelkiego rodzaju poradnie zoopsychologiczne i behawioralne mnożą się jak przysłowiowe grzyby po deszczu?

Problemy
Zanim zajmiemy się przyczynami na początek zdiagnozujmy problemy. Najpoważniejszym z nich wydaje się być agresja, na którą w zindustrializowanym zatłoczonym świecie nie ma ani miejsca ani zgody. Zaraz za nią idą takie zjawiska, jak nadmierna szczekliwość, niszczycielstwo, lęk przed samotnością ze wszystkimi jego objawami oraz ogólny brak posłuszeństwa. Nie wolno też zapominać o zachowaniach obsesyjnych i patologicznej lękliwości, z którymi wielu właścicieli zupełnie sobie nie radzi. Wszystkie wymienione przypadłości są na tyle uciążliwe dla otoczenia, że bezradni właściciele rozpaczliwie poszukują fachowej pomocy, nie potrafiąc samodzielnie uporać się z problemem. Powstaje pytanie, co się takiego stało, że współczesny pies z inteligentnego, zadowolonego z życia stworzenia zmienił się w neurasteniczny kłębek nerwów, wymagający pomocy z pogranicza psychiatrii i psychologii?

Układ pies – człowiek
Został zawarty na samym początku, kiedy tylko zaczął się proces udomowienia. W myśl tego układu pies miał towarzyszyć człowiekowi i pracować dla niego, w zamian miał dostać opiekę i wyżywienie. Można więc powiedzieć, że za cenę stałego źródła pożywienia praszczur naszych domowych ulubieńców zrezygnował z wolności i swobody dziko żyjącego drapieżnika. To była prawdziwa rewolucja w życiu całej populacji, bo do tej pory podstawą życia w sforach i celem ich istnienia było polowanie. Tylko udane polowanie pozwalało na przetrwanie i sfory i pojedynczych osobników. Decydując się towarzyszyć człowiekowi pies nie musiał się już troszczyć o to, co będzie jadł. Jadło było jakie było, raz lepsze, raz gorsze, ale było łatwo dostępne. To spowodowało ogromne zmiany w psychice i sposobie postrzegania świata całej psiej populacji. W zamian za to pies musiał pracować, a jego pan stawiał mu coraz to nowe, wyższe wymagania. Tak powstawały rasy, a raczej grupy psów wyspecjalizowanych do rozmaitych zadań.
Rezygnacja ze złotej wolności nie nastąpiła z dnia na dzień. Był to długi, żmudny proces. I to wcale nie człowiek go zapoczątkował. Nasi przodkowie postrzegali wilka jako najgorszego z drapieżników, przysięgłego wroga człowieka. I tak jest on postrzegany do dziś, wystarczy sobie przypomnieć choćby mrożące w żyłach opowieści o wilkołakach, czy bajkę o Czerwonym Kapturku. Niechęć była wzajemna, bo i wilk nie darzył ludzi zaufaniem. Przeciwnie, bał się go śmiertelnie, unikając kontaktów jak to tylko było możliwe. Tylko wielki głód zmuszał go do zbliżania się do siedzib ludzkich. Podstawą działania dzikich drapieżników był w przeszłości i jest do dziś lęk i instynktowna reakcja ucieczki przed człowiekiem. Atak następował dopiero wtedy, gdy ucieczka była niemożliwa, a że wilk jest szybkim, dobrze wyposażonym przez naturę drapieżnikiem, w dodatku działającym w grupie, zwykle, zwłaszcza w czasach poprzedzających wynalezienie broni palnej, kończył się dla człowieka fatalnie. Stąd zapewne mrożące krew w żyłach opowieści o wilkołakach i straszliwie niebezpiecznych wilkach. Taki stan rzeczy nie sprzyjał wzajemnemu zbliżeniu, zwłaszcza, że nasi praprzodkowie byli jeszcze gorzej uzbrojeni, niż powiedzmy ludzie w okresie Średniowiecza czy Renesansu. Ktoś musiał wykonać pierwszy krok. I o dziwo wykonały go wilki. Te najmniej płochliwe, odczuwające najmniejszy lęk wykryły, że w pobliżu obozowisk ludzkich walają się lepiej lub gorzej ogryzione kości, które stanowić mogły znakomite źródło pożywienia, może nienajwyższej jakości, ale za to zdobywanego dosyć tanim kosztem, jedynie za cenę przełamania wrodzonej nieufności do człowieka, bez groźby zranienia czy utraty życia. Dostęp do najlepszych kąsków miały oczywiście te zwierzęta, które najmniej się bały, a więc podchodziły najbliżej ludzkich siedzib. To one były najlepiej odżywione, miały więc większe szanse na rozmnożenie się i przekazanie swych genów potomstwu. Kolejne pokolenia tych okołoobozwych wilków były coraz mniej płochliwe, coraz bardziej ufne w stosunku do człowieka. Człowiek ze swej strony szybko zauważył korzyści płynące z obecności zwierząt wokół obozowiska – oczyszczały teren, a broniąc swego źródła pożywienia broniły też siedzib ludzkich przed innymi drapieżnikami. Stąd był już tylko krok do decyzji o byciu razem.
Raz udomowiwszy psa jął człowiek kształtować jego wygląd i charakter stosownie do swych potrzeb i wyobrażeń. Powierzał mu coraz bardziej skomplikowane zadania – już nie tylko obronę osobistą i ochronę stanu posiadania ale i opiekę nad stadami domowego bydła i pomoc w polowaniu, a to w miarę rozwoju rodzajów broni wymagało coraz bardziej wyspecjalizowanych psów do zadań specjalnych.
I choć pies, pierwszy z udomowionych, był zawsze niesłychanie bliskim przyjacielem człowieka, zawsze stawiano mu wiele wymagań, kazano pracować i zadowalać się podrzędną pozycją w domowej hierarchii. Musiał pracować, a człowiek wynajdował mu coraz to inne zadania.
Taki stan rzeczy trwał z pewnymi zmianami do XIX stulecia. Zapoczątkowana na przełomie XVIII i XIX wieku rewolucja przemysłowa odcisnęła swe głębokie piętno na stylu życia ludzi. Gwałtowny rozwój przemysłu i miast tworzył nowe grupy społeczne, z całą bezwzględnością eliminując stare i nie przydatne. Rodziło to wiele dramatów i tragedii ludzkich, zwłaszcza dla jednostek źle przystosowanych i słabych psychicznie. Nie trzeba było wiele czasu, by nowe odbiło się znacząco na życiu psiej populacji. Tradycyjne psie zajęcia albo niemal całkowicie zanikły, jak pasterstwo, albo zostały zmarginalizowanie do rangi kosztownego hobby jak myślistwo. Praca psów szybko traciła na znaczeniu, a one same stawały się jedynie towarzyszami człowieka. Ta utrata tradycyjnych zajęć stała się dla całej psiej populacji tak samo znaczącą rewolucją kulturową, jaką przed wiekami był sam proces udomowienia.

W świetle jupiterów
Postępujące procesy industrializacji i urbanizacji oraz utrata dotychczasowych zastosowań groziły psom jeśli nie wyginięciem, to bez wątpienia marginalizacją. Ratunkiem okazały się wystawy psów rasowych, a co za tym idzie moda na hodowanie psów. Wzorce ras po dziś dzień usilnie starają się zachować użytkowy charakter poszczególnych ras, mimo iż większość ich przedstawicieli wiedzie dziś żywot leniwych kanapowców. I tak wiele ras myśliwskich musi zaliczyć próby polowe, aby uzyskać dopuszczenie do hodowli. Wskrzeszane są też konkursy pasienia. Dzięki takim inicjatywom psy zyskują dostęp do namiastki swoich tradycyjnych zajęć.
Wystawy pozwoliły na uratowanie od zapomnienia wielu ras psów. FCI uznaje ich ponad 400. Są i takie, które wciąż czekają na oficjalną rejestrację. Wraz z modą na wystawy pojawiło się nowe zjawisko – duże, wielorasowe hodowle psów i choć cel ich powstania był, przynajmniej częściowo szczytny – pomińmy chwilowo aspekt komercyjny hodowania psów – okazało się, że ten sposób trzymania psów niesie w sobie sporo zagrożeń dla całej populacji. Dawniej rzadko kto utrzymywał wielkie psiarnie. Zjawisko to dotyczyło zresztą głównie psów myśliwskich, używanych dosyć często do polowań, a więc mających jakieś stałe, poza siedzeniem w kojcach, zajęcie. We współczesnych hodowlach zwierzęta znakomitą większość czasu spędzają w kojcach, mając niewielką jedynie możliwość wybiegania się. Są i takie, które siedzą w klatkach, a wypuszcza się je z zamknięcia jedynie okazjonalnie. Takie warunki życia bez wątpienia fatalnie wpływają na psychikę tych aktywnych, kochających towarzystwo zwierząt.
W mniejszych, domowych hodowlach sytuacja też często wcale nie przedstawia się tak różowo, jakby się to mogło zdawać. Domowe stada są tworami najzupełniej sztucznymi, w którym wcale nie musi panować zgoda.

Dzikie psowate
Zanim zajmiemy się domową sforą zobaczmy jak wygląda życie dzikich żyjących psowatych. Sfora takich zwierząt jest strukturą hierarchiczną, gdzie każdy osobnik ma swoje miejsce w drabinie społecznej. Akceptuje zarówno swoją pozycje jak i obowiązki i przywileje z niej wynikające. Pierwsza selekcja osobników nieprzystosowanych obywa się, kiedy szczenięta maja kilka tygodni. Przewodnik sfory przeprowadza swoisty test charakteru, bezwzględnie eliminując te osobinki, które nie nadają się do stadnego trybu życia i w przyszłości mogłyby stanowić obciążenie dla całej grupy. Spośród tych, które przeżyły, też nie wszystkie osobniki pasują do sfory. Podrostek, który nie potrafi się przystosować do reguło dostaje wtedy krótka propozycję – wynoś się! – i ma się gdzie wynieść. Odchodzi i, albo żyje samotnie, albo, przy odrobinie szczęścia spotyka samice, która zgodzi się z nim być, tworząc zalążek nowej sfory,. Warto też przypomnieć, że w sforze dzikich wilków i innych psowatych mnożą się tylko najwyżej stojące w hierarchii samice.

Hodowla domowa
Jak już wspomniałam, jest to z punktu widzenia psa twór najzupełniej sztuczny, bo psy nie mają nic do powiedzenia na temat składu osobowego swojej grupy. To człowiek decyduje o tym, ile i jakie psy trzyma w domu. Osobnik nieprzystosowany, bądź nieakceptowany przez grupę, choćby nawet chciał, nie może odejść. To poważne źródło problemów psychicznych dla wszystkich członków domowego stada, oraz główna przyczyna konfliktów.
Co więcej, to człowiek decyduje o hodowli, dopuszczając do rozrodu nawet najniżej stojące w hierarchii suki. Tak suka, która wcześniej zaakceptowała swoją podrzędną pozycję, przestaje ją akceptować po urodzeniu szczeniąt. Nie wspominając już o tym, iż pozostałe samice także tego faktu nie akceptują. Oto drugie pole konfliktu.

Selekcja hodowlana
U dziko żyjących psowatych rolę surowego selekcjonera pełni matka natura. Wszystko, co słabe, zarówno fizycznie jak i psychicznie musi zginąć. W dawnych czasach, kiedy psy miały pracować dla człowieka cechy eksterieru nie miały zbyt dużego znaczenia. Liczyła się psychika, toteż psy o słabej psychice, nadagresywne lub lękliwe oraz niewykazujące odpowiednich cech użytkowych były eliminowane i nie używano ich do hodowli. U psów wystawowych przez wiele lat liczyły się przede wszystkich cechy eksterieru. Na charakter nie zwracano większej uwagi, a w wielu hodowlach dzieje się tak do dziś... Dopiero współczesne badania genetyczne, dowodząc niezbicie, jak mocno dziedziczą się cechy charakteru zmusiły hodowców do zastanowienia się. No i fakt, że we współczesnym świecie zwyczajnie nie ma miejsca na zwierzęta nadmiernie agresywne lub patologicznie tchórzliwe. Najgłośnione ostatnimi laty przypadki ciężkich pogryzień ludzi, a w konsekwencji powstanie list ras niebezpiecznych dobitnie pokazały hodowcom, iż to, co miało być ratunkiem dla psów – hodowla zwierząt rasowych – w obecnej postaci może stać się dla ich egzystencji poważnym zagrożeniem.

Podstępne geny
Hodując psy wystawowe siłą rzeczy skupiamy się na określonych wzorcem cechach wyglądu. Pragnąc zachować cechy charakterystyczne dla użytkowości rasy skupiamy się na określonych wzorach zachowań czy cechach osobowości. Wszystkie wymienione atrybuty zapisane są w genach, geny zaś maja to do siebie, ze ułożone są na chromosomach w rozmaitej kolejności. Mając na uwadze tylko pewne zespoły cech, mniej lub bardziej świadomie skupiamy swą uwagę na interesujących dla nas zespołach genów. To, że w ich pobliżu, a więc dziedzicząc się niejako w jednym pakiecie, mogą leżeć geny warunkujące niepożądane cechy charakteru umyka naszej uwadze. Zagadnienie jest słabo zbadane, a wielu hodowcom wygodniej jest je ignorować. Tylko ci starzy, doświadczeni mają zwyczaj mawiać: „słaby charakter czy nerwowość idą z tą czy inną maścią albo kształtem głowy…”, ale ich ostrzeżenia traktowane są przez nowicjuszy jak opowieści zdemenciałej ciotki rezydentki.
Bywa i tak, że pożądane przez nas zachowania mają za podłoże całkiem niepożądane cechy charakteru. Najlepiej dowodzi tego przypadek sztucznie wyhodowanej linii patologicznie tchórzliwych pointerów. Naukowcom udało się wyprowadzić linię pointerów, które na widok człowieka i na każde nieprzewidziane zdarzenie reagowały panicznym lękiem. Reakcje były tak patologiczne, że nieszczęsne psy nie nadawały się ani do życia w ludzkiej społeczności ani do pracy. Okazało się, że u podłoża tych, ze wszech miar nienormalnych zachowań, leży nic innego jak tak pożądana przez myśliwych stójka, czyli wysoce pożądany sposób pracy psów tej rasy. W ilu przypadkach całkiem nieświadomie sami powodujemy takie nawarstwienia pożądanych i niepożądanych cech? Czas i badania naukowe pokażą.

Rewolucyjna zmiana stylu życia
Do XX wieku pies był zwierzęciem podwórkowym raczej niż domowym. Jeśli wchodził do domu, to jedynie do kuchni, gdzie koncentrowało się cale życie rodzinne. O wchodzeniu na salony nawet mowy nie było, nie wspominając już o wylegiwaniu się na sofach czy kanapach. Meble były dobrem chronionym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie. To w ubiegłym stuleciu pies zyskał wstęp na pokoje. Wraz ze zmianą założeń architektonicznych w domu przestały istnieć miejsca, do których nie miałby dostępu – domy i mieszkania buduje się obecnie na tak zwany otwartym planie, z niewielką ilością ścian i drzwi, choćby się nawet chciało, trudno psu zakazać wstępu do większości pomieszczeń. Mebli też już nikt tak nie chroni, bo i łatwiej je kupić, choćby na kredyt, i nie są one już tak solidne, aby służyć kolejnym pokoleniom. Tak psy zawładnęły domowymi kanapami. Dla psychiki całej populacji to ogromna zmiana jakości życia – przywilej przebywania w miejscach, zastrzeżonych dotąd dla stojącego wyżej w hierarchii człowieka sprawia, ze wiele psów zaczyna mieć problemy z psychicznym zaakceptowaniem przywódczej roli właściciela. To trochę tak, jakby zwykłych śmiertelników zaprosić się na Olimp i tłumaczyć im, że ich pozycja nie jest równa pozycji bogów.
Zmieniła się też struktura rodziny. Te tradycyjne, wielopokoleniowe, z dziadkami oraz niepracującymi żonami, zajmującymi się domem i dziećmi należą już do przeszłości. Dziadkowie mieszkają osobno. Kobiety poszły do pracy. Dzieci godzinami siedzą w szkole. Pies zostaje na długie godziny sam w domu. Brakuje czasu już nie tylko na pracę z psem, ale nawet na porządne spacery i pobycie razem. A towarzystwo człowieka to jedno z dwóch najbardziej pożądanych dóbr dla każdego psa. Nasz tryb życia, pośpiech, w jakim żyjemy, sprawiają, że tego właśnie dobra bardzo mu skąpimy. Stąd tak wiele przypadków panicznego lęku przed samotnością i niszczycielstwa w wykonaniu zwierząt zamkniętych na długie godziny w domu. Tłok w jakim żyjemy i narastający ruch uliczny wykluczają wypuszczanie psa samopas, żeby na czas naszej nieobecności sam poszukał sobie towarzystwa i zajęcia.

Pełna micha a charakter
Do tego, że o jedzenie nie trzeba się troszczyć psia polucja przywykła już dawno. W dzisiejszych czasach psia miska jest obfitsza niż kiedykolwiek. Nastała moda na karmienie psów dobrymi karmami. Na potrzeby leniwego kanapowca są one zdecydowanie zbyt wysokobiałkowe i wysokoenergetyczne, nawet w wersji light! Poza tym w ekspiacji za naszą nieobecność podrzucamy naszym ulubieńcom ekstra smakołyki na pocieszenie. I tak zaczyna cykać bomba energetyczna. Nadmiar energii magazynuje się w mięśniach i nie ma jej jak spalić. Brak pracy, brak zadowalającego wysiłku fizycznego – to wszystko pracuje na naszą niekorzyść, bo psy, zwierzęta inteligentne zaczynają same szukać sposobu na rozładowanie tej energii i zabicie nudy. Stąd niszczycielstwo oraz kompletny brak karności – nieszczęsne zwierzę, kiedy ma już okazję pobiegać, chce przedłużyć tę przyjemność w nieskończoność. Nadmiar energii sprawia, że psy stają się znacznie bardziej skłonne do bójek i awantur, a to jest coraz mniej społecznie akceptowane.
Co więcej, gotowe karmy zawierają rozmaite konserwanty i substancje chemiczne, nie pozostające bez wpływu na psychikę naszych podopiecznych. I, podobnie jak w przypadku dzieci, co zostało bardzo dobrze udokumentowane naukowo, nie jest to wpływ pozytywny. Producenci karm patrzą niechętnym okiem na takie badania, ale też i właściciele psów wolą o tym nie pamiętać, bo żywienie psa gotowymi produktami jest takie wygodne.

Doktorzy od psiej duszy
Ktoś, kto nie ma psa, albo szczęśliwie nie ma żadnych ze swoim problemów, informacje o psich psychologach przyjmuje z krzywym uśmieszkiem, uznając to za modną fanaberię. Tymczasem potrzeba lekarzy specjalistów od psiej duszy narasta lawinowo. Niektórzy właściciele nie potrafią poradzić sobie z agresją czy tchórzliwością swoich podopiecznych. Inni mają problemy z karnością, czy wyegzekwowaniem podstawowych komend. Jeszcze innym daje się w oznako niszczycielstwo. Najczęściej wystarczy kilka porad specjalisty, dobre szkolenie i poświęcenie odrobiny czasu, aby się z takimi problemami uporać. Gorzej, kiedy pies zaczyna chorować psychicznie, co w dzisiejszych czasach nie jest wcale rzadkością. Z neurastenią czy zachowaniami obsesyjnymi, takimi jak lizanie łap do powstania krwawych ran, czy pogoń w kółko za własnym ogonem, aż do kompletnego wyczerpania trzeba walczyć także za pomocą umiejętnie dobranych środków farmakologicznych, a to może zrobić jedynie fachowiec, który nie ograniczy się do ogłupiania zwierzęcia środkami uspokajającymi, ale dobierze cały program postępowania z pacjentem. Zoopsycholodzy i doradcy behawioralni to w dzisiejszych czasach konieczność.

Cena sukcesu ewolucyjnego
Jeśli porównać sytuację psa domowego i jego dzikiego przodka, wilka, to możemy mówić o ogromnym sukcesie ewolucyjnym. Psy można spotkać w każdym zakątku świata. Ich populacja to setki milionów osobników (dokładne dane nie są znane). Wilki to gatunek zagrożony wyginięciem, znajdujący się pod ochroną w większości krajów świata. Stało się tak zapewne dlatego, że nienawidzimy wilków niemal tak bardzo jak kochamy psy. Te pierwsze uznajemy za odwiecznego wroga człowieka, a przypadki zabijania wilków wbrew obowiązującemu prawu wcale nie należą do rzadkości. Te drugie są najlepszymi przyjaciółmi człowieka. To z powodu tej przyjaźni i miłości zabieraliśmy psy wszędzie tam, gdzie przyszło nam żyć. Najpierw towarzyszyły nam w wędrówkach. Potem stały się obywatelami naszych osiedli i wsi. Wreszcie zabraliśmy je ze sobą do miasta. Nawet najbardziej zapracowani i zagonieni nie potrafimy sobie często odmówić przyjemności posiadania psa. Pomyślmy jednak czasem i o tym, jak wysoka cenę musza one zapłacić za postęp techniczny, jaki dokonał się w naszym życiu. Ktoś powie, że my też te cenę płacimy, nasza psychika tez cierpi. To prawda, ale to nie psy wymyśliły miasta, samochody i pogoń za pieniądzem. Z przyjaźni, ale i z konieczności tę cenę płacą, ale ich psychika musi się do tej, bardzo nowej w kontekście psiej populacji sytuacji, dopiero przystosować.



Anna Redlicka
hodowla "LisiurA"

powrót